Andrzej Dobber o Rigolettcie, emocjach i pierwszym występie w Operze Nova

Andrzej Dobber o Rigolettcie, emocjach i pierwszym występie w Operze Nova

Andrzej Dobber o Rigolettcie, emocjach i pierwszym występie w Operze Nova

Andrzej Dobber o Rigolettcie, emocjach i pierwszym występie w Operze Nova

Andrzej Dobber o Rigolettcie, emocjach i pierwszym występie w Operze Nova

Andrzej Dobber o Rigolettcie, emocjach i pierwszym występie w Operze Nova

Andrzej Dobber o Rigolettcie, emocjach i pierwszym występie w Operze Nova

- Rigoletta nie można tylko zagrać, w tej roli trzeba być - mówi Andrzej Dobber, światowej sławy wybitny polski baryton, który już 3 i 5 października wystąpi gościnnie na scenie Opery Nova w bydgoskiej inscenizacji „Rigoletta” Giuseppe Verdiego w reżyserii Natalii Babińskiej.

Rola Rigoletta towarzyszy Panu od wielu lat. Jak zmieniało się Pańskie spojrzenie na tę postać wraz z kolejnymi interpretacjami?
„Rigoletto” w Bydgoszczy jest 33. produkcją, w której występuję. Wraz z wiekiem inaczej patrzę na tę rolę. Inaczej też śpiewałem ją, mając 36 lat, a inaczej dziś. To partia, która pozwala rozwijać się równocześnie jako artysta i jako człowiek - wciąż odkrywam w niej coś nowego. Z biegiem lat nie tylko moje umiejętności, ale też wrażliwość się zmieniały. Choć muszę przyznać, że miałem znakomitego Mistrza – w La Scali pracowałem z Riccardo Mutim, który zasiał we mnie ziarno wiedzy o Verdim.

Andrzej Dobber w roli Rigoletta i Aleksandra Olczyk jako Gilda na scenie Opery Nova w pierwszych wznowionych spektaklach bydgoskiej produkcji arcydzieła Giuseppe Verdiego  Fot. Andrzej Makowski  

Co - według Pana - mówi dziś Rigoletto współczesnemu odbiorcy?
To postać niezwykle skomplikowana. Myślę, że Verdi chciał pokazać w niej najbardziej skrajne cechy ludzkiej natury. Rigoletto po śmierci żony żyje w samotności. Kocha swoją córkę, ale miłością chorobliwie zaborczą, która prowadzi do tragedii. W tym uczuciu jest wiele liryzmu, a zarazem ogrom bólu i nienawiści do ludzi. Rola ta odsłania całą gamę ludzkich namiętności. To niezwykle wymagająca partia, której nie da się zagrać, w tej roli trzeba być. Reżyserom zawsze mówię: to jest twoja inscenizacja, ale mój Rigoletto. Wszystkie emocje muszą przejść przez moje ciało – ja muszę powiedzieć: nienawidzę albo kocham. Opera to nie tylko dźwięki – szybciej, wolniej, wyżej, niżej – choć to oczywiście ważne. W operze chodzi przede wszystkim o to, by dotknąć człowieka.

Fot. Andrzej Makowski, Opera Nova 

A Pan – ze sceny – czuje energię od publiczności?
Gdy wychodzę na scenę, mam potrzebę „chwycić” każdego widza za dłoń i pociągnąć go w świat postaci, którą kreuję. To obustronna wymiana: oddając się roli, dostaję z powrotem energię od publiczności. I to jest dla artysty największa wartość. Dwa lata temu w Dreźnie śpiewałem „Attilę”. Po spektaklu podeszły do mnie dwie osoby – naukowcy z Francji. Powiedzieli: „Byliśmy pierwszy raz w operze i to nas głęboko poruszyło”. To najpiękniejsze, co można usłyszeć.

 

Jakie są Pana pierwsze wrażenia po próbach do „Rigoletta” z zespołem Opery Nova?
Muszę przyznać, że ta produkcja bardzo mi się podoba – jest sensowna i dobrze przemyślana. Oczywiście, trudno wchodzi się w spektakl, kiedy zamiast kilku tygodni prób ma się do dyspozycji kilka dni. Ale akustyka w Operze Nova jest znakomita, śpiewa się tu świetnie. Scena jest duża – a ja lubię przestrzeń. Obsada jest bardzo mocna, więc myślę, że zapowiada się naprawdę ciekawe przedstawienie.

 

Co oznacza dla Pana występ przed bydgoską publicznością?
Urodziłem się zaledwie 40 kilometrów stąd, uczyłem się w Liceum Muzycznym w Bydgoszczy, a jednak na scenie Opery Nova śpiewam po raz pierwszy. Szczerze mówiąc, trochę byłem zły, że musiałem tyle lat czekać (uśmiech). Wszystkie cele artystyczne, które sobie wyznaczyłem – teatry, w których chciałem wystąpić, partie, które chciałem zaśpiewać – udało mi się zrealizować. Metropolitan Opera, La Scala, Paryż, Bruksela, Londyn, Petersburg, Tokio, Chile… wszędzie występowałem, tylko nie tutaj, w Bydgoszczy. Podobnie było z Krakowem – tam studiowałem i debiutowałem, ale dopiero teraz miałem przyjemność otrzymać Teatralną Nagrodę Muzyczną im. Jana Kiepury dla najlepszego śpiewaka operowego za rolę Nabucca w Operze Krakowskiej. Może tak musiało być, bo dziś – po czterdziestu latach kariery – ograniczam artystyczną działalność zagraniczną i skupiam się na pracy w Polsce, ucząc i śpiewając, będąc na etacie w Operze Śląskiej.

 

Pana nazwisko elektryzuje melomanów. Czuje Pan, że publiczność ma wobec Pana szczególne oczekiwania?
Ludzie, którzy wcześniej mnie nie słyszeli, często przychodzą na spektakle z ciekawości. A ja zawsze chcę dać z siebie wszystko. Śmieję się, że kiedyś chciałem udowodnić, że mogę, a teraz – że wciąż jeszcze mogę.

 

Rozmawiała Justyna Tota, Opera Nova w Bydgoszczy